„Poniemieckie” to tytuł książki Karoliny Kuszyk, na marginesie której Magdalena Szafkowska podzieli się swymi refleksjami, w trakcie spotkania sekcji Pokolenie Powojenne 23 października 2023 r.
23 października 2023 roku, w siedzibie TMW, miałam okazję podzielenia się w gronie potomków wrocławskich pionierów, wspomnieniami moich Rodziców, Ireny i Aleksandra Szafkowskich oraz niektórymi autorefleksjami z okresu dzieciństwa i wczesnej młodości jako wrocławianka z urodzenia.
Moi Rodzice, Irena i Aleksander Szafkowscy pobrali się w kwietniu 1939 roku w Pruszkowie. Mama pochodziła z Warszawy, Tato, absolwent Politechniki Warszawskiej – z Wilna. Przyjechali do Wrocławia latem 1944 roku jednym z pierwszych transportów z powstańczej (tuż przedpowstańczej?) Warszawy. Mój Ojciec, pracował wtedy w fabryce Lilpopa i stamtąd został przez Niemców przewieziony do Pruszkowa. Moja Mama dołączyła do niego dobrowolnie. Podróż pociągiem towarowym, w tzw. wagonach bydlęcych do Wrocławia trwała kilka dni.
Zostali skierowani do pracy przymusowej w FAMO WERKE. Na szczęście w biurze – Tato znał niemiecki, był inżynierem architektem i budowlanym – Niemcy wyszukiwali fachowców. Za to przemieszkiwali w fatalnych warunkach, w różnych miejscach, m.in. na terenie zakładów Borsiga, w budynku szkolnym przy ob. ul. Haukego-Bosaka, gdzieś na Kowalach. W czasie strasznego bombardowania Wrocławia, wyjątkowo ostrą zimą, moja Mama zachorowała na anginę, która zrujnowała jej serce. Do tego doszło ciężkie odmrożenie nogi i początki reumatyzmu. Klimat wrocławski okazał się dla niej, warszawianki z dziada pradziada, wyjątkowo niekorzystny.
Mimo wszystko, całe życie pogodna, pomagała innym, m.in. przyszywając romby z literą P do ubrań współtowarzyszy niedoli. Z niektórymi z nich, np. z Ludwikiem Malugą, Andrzejem Willem, Tadeuszem Jarmickim, Wacławem Szpakowskim, rodzice utrzymywali przyjazne kontakty, długo po zakończeniu wojny. Pamiętam, jak razem chodziliśmy do prowadzonej przez Pana Jarmickiego księgarni Pod Arkadami, zwanej przez nas „U Jarmickiego”, gdzie czekały na nas książki „spod lady”.
Po kapitulacji Niemiec Ojciec postanowił, mimo niechęci mojej Mamy w obliczu przygotowywanego już transportu do Warszawy, pozostać we Wrocławiu. Zachwycony jego architekturą sprzed tragicznej nawałnicy, uznał to miasto za rekompensatę po utraconym, ukochanym Wilnie.
Ja, urodzona 11 lat po wojnie podzielałam tęsknotę mojej Mamy za Warszawą, do której często razem jeździłyśmy. Jako 4, 5-letnia dziewczynka ponoć mawiałam, że jedziemy do Polski…
Bałam się ruin, do lat 60. straszących w centrum miasta, nie lubiłam poniemieckich przedmiotów, często opatrzonych nazwami pisanymi szwabachą. A zwłaszcza wielkiej makutry ze swastyką na odwrocie…
Natomiast mój Tato, wspólnie z architektem i artystą Wacławem Szpakowskim z marszu zaangażował się w systematyczną odbudowę Linke-Hoffmann-Werke, późn. Pafawag, w którym został kierownikiem Wydziału Budowlanego. W uznaniu zasług w ratowaniu parku maszynowego przed ostatecznym rozgrabieniem i zniszczeniem przez sowietów, w 1947 roku został odznaczony krzyżem zasługi przez ówczesnego ministra do spraw tzw. Ziem Odzyskanych… Władysława Gomułkę (sic!). Lata później, pracując w tzw. Przemysłowej Dwójce, odbudowywał i budował we Wrocławiu i na Dolnym Śląsku budynki przemysłowe, osiedla robotnicze, przychodnie lekarskie (Dolmed). Przez niemal całe swoje życie udzielał się społecznie w TMW, w Klubie Ludzi ze Znakiem P, we wrocławskim oddziale Towarzystwa Miłośników Astronomii.
Magdalena Szafkowska, 2023