Kategorie
Aktualności

„Babcia Lodzia”…,

czyli o Leokadii Wieczorek z wojenną historią w tle

Autor: Kamilla Jasińska

W maju 2024 roku skończy 88 lat. Ma trzy córki, pięcioro wnucząt i jedenaścioro prawnucząt, ale nie tylko im poświęciła całe swoje dorosłe życie. Ponieważ już jako kilkuletnia dziewczynka doświadczyła trudów pracy przymusowej w czasie II wojny światowej, to po wojnie zajęła się niesieniem pomocy tym, którzy również byli represjonowani przez III Rzeszę. Jej podopieczni to dziesiątki tysięcy byłych polskich robotników przymusowych. Na wniosek Towarzystwa Miłośników Wrocławia, uchwałą Rady Miejskiej Wrocławia z dnia 14 marca 2024 roku, Leokadia Wieczorek – zwana w kręgu przyjaciół „Babcią Lodzią” – została laureatką Nagrody Wrocławia. Uroczyste wręczenie nagrody odbędzie się 24 czerwca podczas obchodów Święta Wrocławia.

Młynisko (także jako Młyńsko) – niewielka wieś położona w obecnym województwie łódzkim, na historycznej ziemi wieluńskiej, nieopodal Wielunia. Tego Wielunia, który nad ranem 1 września 1939 roku został zbombardowany przez bombowce Luftwaffe, stając się tym samym symbolicznym (pierwszym chronologicznie) miejscem rozpoczęcia II wojny światowej. To właśnie w Młynisku 14 maja 1936 roku na świat przyszła Leokadia Gaicka, dziś znana jako Leokadia Wieczorek. Była jedyną córką swoich rodziców – Weroniki (ur. 1912) i Władysława (ur. 1908) Gaickich. W Młynisku mieszkała cała rodzina małej Leokadii: poza rodzicami także dziadkowie od strony jej mamy oraz trzy siostry i brat mamy.

Mała Leokadia wraz z rodzicami – Weroniką i Władysławem Gaickimi w 1945 roku.
Fot. archiwum prywatne Leokadii Wieczorek
Kliknij na zdjęcie, aby powiększyć

Szczęście rodziny i radosne dzieciństwo małej Leokadii szybko przerwał wybuch II wojny światowej. Po kilku miesiącach nadszedł kwiecień 1940 roku. Za niecały miesiąc Leokadia kończyła 4 lata, wcześniej jednak jej życie drastycznie się zmieniło. „Pewnego kwietniowego dnia [1940 roku] o godzinie 5.00 rano do naszego domu brutalnie weszli niemieccy policjanci, i nie pozwalając się spakować, polecili udać się z nimi. Miałam wtedy 4 lata i było to dla mnie bardzo straszne przeżycie, które towarzyszy mi do dnia dzisiejszego” – wspomina Leokadia, dodając: „Mama zdążyła chwycić bochenek chleba i figurkę Matki Bożej, i cała rodzina pod bronią została wepchnięta do samochodu i zawieziona na dworzec do Wielunia, gdzie załadowano nas do bydlęcych wagonów i wraz z innymi ruszyliśmy w nieznane”. Powodem aresztowania był najprawdopodobniej fakt, że Władysław Gaicki – ojciec Leokadii – nie podpisał volkslisty.

Wszyscy – Leokadia, jej rodzice, dziadkowie oraz rodzeństwo mamy – zostali skierowani do pracy w gospodarstwie rolnym na terenie III Rzeszy. Po długiej i wyczerpującej podróży trafili do wsi Westerburg koło miasta Habelstedt w Dolnej Saksonii w Niemczech. W tej samej wsi pod przymusem pracowało około 70 Polaków, dało się także spotkać robotników ukraińskich, francuskich i jugosłowiańskich, ale jak twierdzi Leokadia, oni byli tam dość krótko.

Czteroletnia Leokadia, jej rodzice, dziadkowie i wszyscy, którzy wraz z nią trafili do majątku rolnego, stali się rolnymi robotnikami przymusowymi (niem. Landarbeiter) pracującymi na rzecz gospodarki III Rzeszy. Wiele lat później takich jak oni zaczęto określać mianem ludzi ze znakiem (lub literą) „P”, czego powodem był fakt, że jako polscy robotnicy zmuszeni byli do noszenia na odzieży żółto-fioletowego rombu z literą „P” pośrodku.

W pewnym sensie szczęściem w nieszczęściu był fakt, że rodzina Leokadii nie trafiła np. do niemieckiego obozu pracy przymusowej (niem. Arbeitslager) lub do roboczego komenda któregoś z niemieckich obozów koncentracyjnych (niem. Konzentrationlager). Byli robotnikami przymusowymi zakwaterowanymi i pracującymi bezpośrednio u swojego pracodawcy. Taki rodzaj pracy przymusowej popularnie określa się mianem „pracy u bauera”.

Leokadia i jej bliscy zostali zakwaterowani w budynku gospodarczym znajdującym się na terenie majątku, w którym pracowali. Oprócz nich osadzeni tam byli także inni polscy robotnicy. Wszyscy dorośli pracowali od wczesnego ranka do późnego wieczora w gospodarstwie. Warunki, w jakich mieszkali, były bardzo ciężkie – brakowało wszystkiego, szczególnie jedzenia. „Przy tak ciężkiej pracy otrzymywaliśmy bardzo złe wyżywienie w postaci chleba, margaryny, marmolady, pół kilograma mięsa tygodniowo, wszystko to w ograniczonej ilości na kartki” – wspominała Leokadia po latach.

Mieszkańcy Młyniska i innych miejscowości z okolic Wielunia na robotach przymusowych we wsi Westerburg koło Habelstedt w Dolnej Saksonii w Niemczech. Pośrodku siedzą Weronika i Władysław Gaiccy, przy nich stoi Leokadia (w białej sukience), 1945 rok.
Fot. archiwum prywatne Leokadii Wieczorek

Leokadia (w białej sukience) wraz rodzicami i pozostałymi członkami rodziny przymusowo pracującymi w majątku rolnym Westerburg, 1945 rok.
Fot. archiwum prywatne Leokadii Wieczorek

Czas mijał, wojna trwała, a Leokadia powoli wchodziła w wiek szkolny. O nauce w szkole mogła jednak tylko pomarzyć. „Polacy nie mieli prawa się uczyć. Gdy przechodziłam obok szkoły, gdzie uczyły się niemieckie dzieci, bardzo często byłam przedmiotem drwin, obelg, a nawet celem, do którego rzucali kamieniami chłopaki z Hitlerjugend. Zabronione było nam również uczęszczanie na msze święte w miejscowym kościele. By chociaż trochę, w miarę istniejących możliwości, przekazać mi odrobinę wiedzy szkolnej, rodzice uczyli mnie czytać, a moją książką szkolną do tej nauki był przemycony numer «Rycerza Niepokolanej» – wspominała po latach.

Choć Leokadia miała zaledwie kilka lat, to działania wojenne i to, co wówczas czuła, pamięta doskonale do dziś. W swoich wspomnieniach, które ukazały się w tomie „Niewolnicy w Breslau, wolni we Wrocławiu”, jaki staraniem Towarzystwa Miłośników Wrocławia przy wsparciu Centrum Historii Zajezdnia ukazał się w 2020 roku, pisała tak: „Najbardziej bałam się bombardowań. Anglicy i Amerykanie nadlatywali nocą, oświetlali jaskrawo teren racami, a następnie zrzucali bomby, po których następowały wybuchy. Siedzieliśmy wtedy w schronie, a każdy wybuch wywoływał u mnie ogromne uczucie strachu. Każde spotkanie z umundurowanym Niemcem napawało mnie przerażeniem, ale muszę obiektywnie przyznać, że spotykaliśmy się również z wypadkami wspierania przez Niemców, którzy ostrzegali nas przed niespodziewanymi kontrolami. Pamiętam niemieckiego lekarza, który przychodził o zmroku w tajemnicy, by leczyć polskie dzieci, narażając się tym na represje. Pamiętam też, że pracowały razem z nami trzy polskie rodziny, które po podpisaniu volkslisty przyjechały dobrowolnie do pracy w Niemczech. Oni nie musieli nosić znaczka z literą «P», mogli kupować w tutejszych sklepach i mieli wiele innych praw. Patrzyliśmy na nich jak na zdrajców, a oni mścili się przy każdej okazji, donosząc, że na przykład ktoś ukradł kartofle lub zerwał z drzewa owoce. Jednym słowem były to straszne czasy, które na stałe wpisały się w moją pamięć i pozostaną w niej do końca mych dni. Taki był los polskich dzieci oraz młodzieży w czasie II wojny światowej i należy o tym pamiętać”.

W majątku rolnym rodzina Gaickich pracowała aż do zakończenia wojny. „Wreszcie nastał dzień końca naszej martyrologii. Do wioski wkroczyli Amerykanie, po raz pierwszy od wielu lat mogłam najeść się do syta” – wspominała po latach Leokadia. W czerwcu ich i pozostałych robotników przymusowych z Westerburga przeniesiono do jednego z obozów dla przesiedleńców, określanego mianem DP-Lager (ang. Displaced Person – osoby przemieszczone, w skrócie DPs, po polsku dipisi). Obozy dla tzw. dipisów funkcjonowały w pierwszych miesiącach – a nawet latach – po II wojnie światowej przede wszystkim na terenie Niemczech i Austrii, czyli w amerykańskiej i brytyjskiej strefie okupacyjnej. Były przeznaczone dla robotników przymusowych, więźniów obozów koncentracyjnych, jeńców wojennych oraz osób, które w wyniku wojny znalazły się poza terytorium swojego państwa, lecz by wrócić do kraju, potrzebowały pomocy. Najczęściej powstały na terenie dawnych niemieckich obozów pracy lub obozów koncentracyjnych, a dipisów umieszczano w barakach obozowych. Właśnie do jednego z takich obozów w czerwcu 1945 roku trafiła mała Leokadia wraz z całą rodziną.

Kilka dni po zakończeniu II wojny światowej Leokadia skończyła 9 lat. Tak wyglądała, gdy do Westerburga wkroczyły wojska amerykańskie, 1945 rok.
Fot. archiwum prywatne Leokadii Wieczorek

W Empelde koło Hannoveru – niewielkiej miejscowości będącej obecnie największą dzielnicą miasta Ronnenberg graniczącego z Hannoverem – podczas II wojny światowej funkcjonował niemiecki obóz pracy przymusowej utworzony na potrzeby niemieckiej fabryki chemicznej i zbrojeniowej Dynamit Nobel AG. Obóz znany był jako Dynamit Nobel Halle 169, a pozostałością po nim jest dziś pomnik znajdujący się na cmentarzu gminnym w Ronnenberg-Empelde. To tam pochowano blisko 40 osób – w większości polskich robotników przymusowych, w tym 22 dzieci, które zmarły pomiędzy styczniem a grudniem 1945 roku.

Po zakończeniu działań wojennych drewniane baraki obozowe i murowane budynki koszarowe w Empelde stały się miejscem zakwaterowania byłych polskich robotników przymusowych. Gdy w pierwszych tygodniach po wojnie docierały tam pierwsze grupy dipisów, na terenie dawnego obozu znajdowało się jeszcze wiele śladów tego, co działo się tam w czasie wojny. Wszystkie te widoki doskonale pamięta Leokadia. Stosy ciał przy barakach, ludzkie szkielety w różnych miejscach, piec krematoryjny… Z tego okresu zachowała się nawet cała seria fotografii, które Leokadia do dziś przechowuje razem z innymi pamiątkami z czasów wojny. Wszystkie te zdjęcia przywołują w jej pamięci drastyczne sceny, jakie do dziś nie pozwalają jej zapomnieć o wojennej martyrologii Polaków i nie tylko.

Obóz dla przesiedleńców w Empelde koło Hannoweru w drugiej połowie 1945 roku. Przy jednym z baraków, który pełnił funkcję krematorium, nadal leży stos ciał.
Fot. archiwum prywatne Leokadii Wieczorek

Obóz dla przesiedleńców w Empelde funkcjonował jako polski obóz, gdyż trafili do niego sami Polacy. Nad główną bramą znajdowała się tablica ze stosownym napisem, a poruszanie się po terenie ułatwiały nadane przez dipisów polskie nazwy ulic. Uliczki te były de facto alejkami pomiędzy obozowymi zabudowaniami, ale ich nazwy – przypominające o polskich bohaterach i symbolach polskiej chwały – miały dodawać otuchy i nadziei na szybki powrót do domu.

We wspomnieniach Leokadii Wieczorek pojawia się także alternatywne określenie: obóz w Limendorf, czego powodem jest fakt, że nazwa Limendorf – zapisana odręcznie w mało czytelny sposób – obecna jest w jednym z dokumentów wydanych Leokadii w latach powojennych. Z całą pewnością można jednak stwierdzić, że rodzina Gaickich, w tym Leokadia, przebywali w obozie dla przesiedleńców w Empelde koło Hannoveru.

Główna brama prowadząca na teren obozu dla przesiedleńców w Empelde koło Hannoveru.
Fot. archiwum prywatne Leokadii Wieczorek

Obóz w Empelde stał się małej Leokadii i jej bliskich nowym domem na ponad rok, bo tam przebywali aż do listopada 1946 roku. Tam Leokadia poszła do szkoły, tam także w Niedzielę Palmową 14 kwietnia 1946 roku przyjęła pierwszą komunię świętą. Z tego okresu zachowało się nie tylko jej świadectwo szkolne, ale także kilka fotografii z uroczystości komunijnej.

Świadectwo potwierdzające, że Leokadia Gaicka w okresie od 15 lutego do 10 maja 1946 roku uczęszczała do drugiej klasy Szkoły Powszechnej w polskim obozie w Empelde koło Hannoveru. Omyłkowo w dokumencie podano błędne imię, wpisując „Kazimiera” zamiast „Leokadia”.
Archiwum prywatne Leokadii Wieczorek

Grupa dzieci z obozu dla przesiedleńców w Empelde koło Hannoweru, które w Niedzielę Palmową 1946 roku przyjęły pierwszą komunię świętą. Mająca wówczas 10 lat Leokadia siedzi na kolanach katechetki, obok siedzi kapelan wojskowy, 14 kwietnia 1946 roku.
Fot. archiwum prywatne Leokadii Wieczorek

Uroczysty przemarsz dzieci pierwszokomunijnych z kościoła znajdującego się w pobliżu obozu do salki, w której było przyjęcie komunijne, 14 kwietnia 1946 roku. Leokadia druga od lewej w pierwszym rzędzie (pierwsza w białej sukience).
Fot. archiwum prywatne Leokadii Wieczorek

Poczęstunek dla dzieci pierwszokomunijnych zorganizowany w salce obok obozu, przygotowany przez rodziców z darów otrzymanych od wojsk angielskich, 14 kwietnia 1946 roku.
Fot. archiwum prywatne Leokadii Wieczorek

Leokadia wraz z rodzicami – Weroniką i Władysławem Gaickimi – w dniu pierwszej komunii świętej 14 kwietnia 1946 roku.
Fot. archiwum prywatne Leokadii Wieczorek

Pobyt w obozie przesiedleńczym w Empelde dobiegł końca po blisko 18 miesiącach, czyli w listopadzie 1946 roku. Rodzina Gaickich podjęła decyzję o powrocie do rodzinnej podwieluńskiej wsi Młynisko, rezygnując tym samym z propozycji emigracji na Zachód. W piątek 22 listopada byli już w swoim domu. „Cieszyłam się widokiem znajomych stron, chat pokrytych słomą i otaczającym mnie polskim językiem, i co najważniejsze, wkrótce podjęłam naukę w szkole” – wspominała Leokadia po latach.

Gaickim nie wiodło się najlepiej, dlatego w styczniu 1948 roku ojciec Leokadii wyjechał do Wrocławia do pracy, ona zaś została w Młynisku wraz z mamą. Weronika Gaicka była jednak ciężko chora. Był to efekt pięciu lat ciężkiej, wręcz niewolniczej, pracy na roli w czasie II wojny światowej. Mieszkała w Młynisku, a do Wrocławia jeździła na leczenie. Niestety, zmarła 22 czerwca 1948 roku, mając zaledwie 36 lat. Mała Leokadia miała tylko 12 lat, gdy straciła mamę. Pięć dni później Władysław Gaicki zaraz po tym, gdy pochował żonę na cmentarzu w Młynisku, zabrał córkę do siebie, na Ziemie Zachodnie zwane wówczas Ziemiami Odzyskanymi.

Wrocław Leokadia Gaicka zobaczyła po raz pierwszy 27 czerwca 1948 roku. Choć był mocno zniszczony działaniami wojennymi, to wówczas prezentował się całkiem nieźle. Powodem był fakt, że na ukończeniu były już przygotowania do wielkiej Wystawy Ziem Odzyskanych, która startowała niespełna miesiąc później 21 lipca. „Jako uczennica brałam udział w odgruzowaniu miasta oraz czyszczeniu cegieł do odbudowy miasta. Pokochałam to miasto i wiedziałam, że zostanę w nim do końca życia” – wspominała wiele lat później.

Leokadia wraz z ojcem zamieszkała w starej kamienicy przy ulicy Romualda Traugutta 100 (dawna Klosterstrasse). Nieopodal, przy obecnej ulicy Stacha Świstackiego 12–14 (dawna Brockauerstrasse), znajdowała się szkoła podstawowa urządzona w gmachu dawnej niemieckiej Volksschule, czyli szkoły ludowej współprojektowanej przez słynnego Maxa Berga (obecnie siedziba LO nr IV). To tam Leokadia ukończyła naukę na poziomie podstawowym. Ponieważ swoją przyszłość postanowiła związać z handlem, to podjęła naukę w średniej szkole handlowej. W 1954 roku wraz tatą musiała opuścić mieszkanie przy ulicy Traugutta, bo uszkodzona w czasie wojny kamienica została przeznaczona do rozbiórki. Oboje zamieszkali nieopodal ówczesnego placu 1 Maja (obecnie plac Jana Pawła II) w kamienicy u zbiegu obecnych ulic Drzewnej i gen. Władysława Sikorskiego. Było to służbowe mieszkanie, jakie otrzymał ojciec Leokadii zatrudniony w pobliskich Zakładach Wytwórczych Ogniw i Baterii VOLTA.

Leokadia miała 17 lat, gdy podjęła swoją pierwszą pracę i od tego czasu zaczęła się jej trwająca blisko 37 lat praca w handlu jako sprzedawczyni oraz kierowniczki sklepów. Najbardziej wspomina pracę w Spółdzielczym Domu Towarowym w Rynku – tym, który znajduje się w pierzei wschodniej i obecnie znany jest jako Feniks. To właśnie tam na różnych stanowiskach przepracowała 11 lat. Z sentymentem powraca także pamięcią do czasów, gdy przez 19 lat pracowała w sklepie odzieżowym PHU „Otex”. Sklep mieścił się niemal przy samym Rynku – w kamienicy przy ulicy Kuźniczej, a nieopodal przy ulicy Rzeźniczej siedzibę miała dyrekcja tego słynnego Przedsiębiorstwa Handlu Ubiorami „Otex”, które istniało aż do początku lat 90. XX wieku.

Leokadia w 1955 roku,
Fot. archiwum prywatne Leokadii Wieczorek

Przedwojenny dom handlowy braci Barasch, po wojnie funkcjonujący jako Spółdzielczy Dom Towarowy, obecnie znany pod nazwą Feniks. Rynek, pierzeja wschodnia, połowa lat 50. XX wieku. To w nim w 1955 roku pracę zawodową rozpoczęła 19-letnia Leokadia.
Fot. za: www.polska-org.pl

Rok 1955 to dla Leokadii początek nowego, dorosłego życia. To wtedy właśnie poznała o siedem lat starszego Tadeusza Wieczorka (ur. 1929). Pobrali się rok później w 1956 roku i razem spędzili blisko pół wieku, doczekawszy się trzech córek: Bożeny, Krystyny i Barbary. W 1967 roku Leokadia i Tadeusz Wieczorkowie zamieszkali na wrocławskim Zaciszu – to tam, przy ulicy Jana Kochanowskiego, wybudowali dom, w którym Leokadia mieszka do dziś. Wdową została 1 stycznia 2005 roku. Jej ojciec zmarł ćwierć wieku wcześniej, w 1980 roku.

Leokadia Wieczorek z domu Gaicka i Tadeusz Wieczorek w dniu ślubu, 1956 rok.
Fot. archiwum prywatne Leokadii Wieczorek

Leokadia i Tadeusz Wieczorkowie z córkami (od lewej): Barbara, Bożena, Krystyna, 1959 rok.
Fot. archiwum prywatne Leokadii Wieczorek

Przeżycia wojenne i to wszystko, czego doświadczyła w pierwszych latach po wojnie, m.in. poznając dramatyczne historie osób osadzonych w alianckim obozie dla przesiedleńców w Empelde, zawsze tkwiły głęboko w świadomości Leokadii Wieczorek. Nigdy o tym nie zapomniała, dlatego gdy tylko nadarzyła się taka możliwość, w 1994 roku rozpoczęła działalność w Stowarzyszeniu Polaków Poszkodowanych przez III Rzeszę (obecna nazwa: Stowarzyszenie Polaków Represjonowanych przez III Rzeszę, w skrócie SPR). W styczniu 1998 roku przystąpiła do Towarzystwa Miłośników Wrocławia, czynnie włączając się w prace Klubu Ludzi ze Znakiem P. Do obu tych gremiów należy do dziś, nie tylko bez przerwy ofiarnie pracując na rzecz byłych polskich robotników przymusowych, ale także uczestnicząc we wszystkich inicjatywach upamiętniających miejsca, w których w wojennym Wrocławiu znajdowały obozy pracy przymusowej lub takie, w których pracowali robotnicy przymusowi. Ponadto od 1996 roku należy do Prezydium Zarządu Wojewódzkiego SPR we Wrocławiu: najpierw była sekretarzem, potem wiceprezesem, a obecnie pełni rolę prezesa oddziału okręgowego SPR (nieprzerwanie od 2009 roku). Odpowiedzialne role pełniła także nieprzerwanie w latach 2009–2021 w Zarządzie Głównym SPR w Warszawie: od 28 października 2009 roku do 8 września 2011 roku była członkiem Prezydium Zarządu Głównego, następnie do 4 stycznia 2017 roku wiceprzewodniczącą Zarządu Głównego, a później do 30 czerwca 2021 roku przewodniczącą. W tym czasie nie zaniedbywała spraw poszkodowanych przez III Rzeszę wrocławian i godnie reprezentowała ich interesy w stolicy. Od wielu lat niemal każdego dnia wpiera osoby potrzebujące, świadcząc owocne usługi na rzecz poszkodowanych przez III Rzeszę. Kilka razy w tygodniu osobiście pełni kilkugodzinne dyżury we wrocławskiej siedzibie SPR przy ulicy Grabiszyńskiej 50. Zawsze jest pełna zrozumienia i zaangażowania. Niesie pomoc w wielu kwestiach, ale przede wszystkim w zakresie kompletowania dokumentów odszkodowawczych dla Fundacji Polsko-Niemieckie Pojednanie oraz Urzędu ds. Kombatantów i Osób Represjonowanych. Ogromne jej zaangażowanie było widoczne m.in. w toku realizacji postanowienia Trybunału Konstytucyjnego z dnia 17 czerwca 2003 roku oraz wyroku Naczelnego Sądu Administracyjnego z dnia 19 sierpnia 2004 roku o przyznaniu świadczeń dla dzieci deportowanych wraz z rodzicami do pracy przymusowej oraz dzieci urodzonych w czasie pracy przymusowej ich rodziców. Z ramienia Zarządu SPR utrzymywała stały kontakt z Biurem Informacyjnym Fundacji Polsko-Niemieckie Pojednanie, wyjaśniając na bieżąco wszelkie sprawy sporne. W czasie swojej kadencji jako przewodnicząca Zarządu Głównego, dzięki swojemu osobistemu zaangażowaniu i ogromnej empatii, zapewniła członkom SPR m.in. legitymacje upoważniające do leczenia poza kolejnością, pomoc finansową ze względu na trudną sytuację materialną oraz – co niezwykle istotne – możliwość częściowego pokrycia kosztów zakupu sprzętu rehabilitacyjnego w postaci np. wózków inwalidzkich, materacy przeciwodleżynowych i aparatów słuchowych. Dzięki jej działalności osoby poszkodowane przez III Rzeszę uzyskały możliwość bezpłatnego podjęcia leczenia rehabilitacyjnego w uzdrowiskach i sanatoriach.

To wszystko sprawia, że Leokadia Wieczorek – zwana przez przyjaciół familiarnie „Babcią Lodzią” – nie tylko jest uważana za osobę niezwykle kompetentną, ale przede wszystkim cieszy się zaufaniem i sympatią osób poszkodowanych, dla których od wielu lat jest autorytetem. Podobnie uważają m.in. przedstawiciele instytucji, z którymi aktywnie współpracuje na polu lokalnym, angażując się w przedsięwzięcia memoratywne, edukacyjne i naukowe realizowane m.in. przez Oddział Instytutu Pamięci Narodowej we Wrocławiu lub Ośrodek „Pamięć i Przyszłość” (Centrum Historii Zajezdnia), np. we współpracy z dowództwem i żołnierzami 10. Brygady Łączności we Wrocławiu.

Jako długoletnia członkini Towarzystwa Miłośników Wrocławia, należąca od lat do ścisłego zarządu, ma ogromny wpływ na kształt i działania TMW. Jej działalność na tym polu sprawiła, że w 2023 roku otrzymała tytuł Honorowego Członka Towarzystwa Miłośników Wrocławia. Ponadto kapituła wyróżnień przyznała jej „Wawrzyn” TMW – nagrodę za szczególne zasługi dla działających członków TMW.

W imieniu byłych polskich robotników przymusowych, którzy w czasie II wojny światowej trafili do Breslau, Leokadia Wieczorek – jako prezes okręgowego oddziału Stowarzyszenia Polaków Represjonowanych przez III Rzeszę – odsłoniła istniejący od 1968 roku pomnik Burgweide, przeniesiony zgodnie z wolą środowiska ludzi ze znakiem P na teren poobozowy przy ulicy Sołtysowickiej. Choć sama nie przebywała w obozie Burgweide, to od dawna aktywnie działa na rzecz zbadania jego historii i upamiętnienia jego ofiar. Na zdjęciu Leokadia Wieczorek oraz dr hab. Kamil Dworaczek – dyrektor Oddziału Instytutu Pamięci Narodowej we Wrocławiu, 11 września 2023 roku.
Fot. Maciej Parysek

Leśnicki dzień pamięci o ofiarach pracy przymusowej w czasie II wojny światowej i główny jego punkt, czyli odsłonięcie pomnika upamiętniającego m.in. więźniów AL Breslau-Lissa – pierwszej wrocławskiej filii KL Gross-Rosen, jaka znajdowała się na terenie obecnego osiedla Leśnica we Wrocławiu. Odsłonięcia dokonała Leokadia Wieczorek wraz z płk. Dariuszem Dejneką – dowódcą 10. Brygady Łączności, która siedzibę ma m.in. w obiektach wzniesionych przez więźniów tego obozu, 23 października 2023 roku.
Fot. Maciej Parysek

Uczestnicy – w tym Leokadia Wieczorek (pośrodku w granatowej kurtce) – sołtysowickiego weekendu pamięci o ofiarach niemieckiego obozu Burgweide, 4 listopada 2023 roku.
Fot. Michał Karczmarek

Leokadia Wieczorek wraz z prezesem Towarzystwa Miłośników Wrocławia, Zbigniewem Magdziarzem, podczas premiery publikacji poświęconej obozowi przejściowemu i obozowi pracy Burgweide, autorstwa Kamilli Jasińskiej (pośrodku), 19 stycznia 2024 roku.
Fot. Michał Karczmarek

Za swoją działalność i aktywną pracę społeczną, która – jak sama mówi – stanowi sens jej życia, Leokadia Wieczorek była wielokrotnie odznaczana i nagradzana, m.in. Złotym Medalem „Za zasługi dla Stowarzyszenia Polaków Represjonowanych przez III Rzeszę” (2003) Srebrnym Krzyżem Zasługi (2003), Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski (2010), oraz Medalem „Pro Patria” (2012). W tym kontekście cieszy fakt, że także i władze Wrocławia dostrzegły jej zasługi na rzecz miasta i jego mieszkańców, w efekcie czego Rada Miejska Wrocławia VIII kadencji na przedostatniej swojej sesji w dniu 14 marca 2024 roku podjęła uchwałę o przyznaniu Leokadii Wieczorek – na wniosek Towarzystwa Miłośników Wrocławia – jednej z pięciu przyznawanych co roku Nagród Wrocławia.

Kamilla Jasińska
Towarzystwo Miłośników Wrocławia

Wrocław, 19 marca 2024 roku